Święta Bożego Narodzenia to wyjątkowy czas, w którym szczególnie bliska staje nam się tradycja. Lepimy pierogi według przepisu prababci, na choince znajdzie się być może miejsce na łańcuch z papieru robiony w dzieciństwie, a przy świątecznym stole wspominamy wigilie sprzed lat. Warto jednak pamiętać nie tylko o tradycjach rodzinnych, ale również tych lokalnych.
- Moje pszczelarstwo, a raczej pszczelarzenie, zaczęło się jak miałam może 14 lat. Był to chyba rok 1950, kiedy tatuś po raz pierwszy zabrał mnie do pasieki. Pomagałam i uczyłam się pszczelarzenia praktycznego. I tak to się kręci do dziś – wspomina 85-letnia Aleksandra Kępa, najstarsza bełchatowska pszczelarka z bełchatowskiego koła O bełchatowskim pszczelarzeniu słów kilka.
35 lat temu, w październiku 1986 roku, szpital rejonowy w Bełchatowie przyjął pierwszego pacjenta. W tamtych latach bełchatowska lecznica była największą placówką w kraju. Choć jeszcze kilkanaście lat wcześniej wybudowanie szpitala w małym, prowincjonalnym wówczas miasteczku, wydawało się czymś niemożliwym do zrealizowania.
Choć św. Jan Paweł II w Bełchatowie nigdy nie był, można śmiało powiedzieć, że to Jego miasto. Miasto, które wybrało Go na swojego patrona i nadało honorowe obywatelstwo. To także miasto, w którego niemal każdej części odnaleźć można miejsca związane z Papieżem Polakiem i poczuć, że Piotr naszych czasów jest tu ciągle obecny.
„Takiego Piłsudskiego, jak go przedstawiają moi współcześni, ja nie znam. Nieraz ze zdumieniem czytam to, co o mnie różni ludzie piszą. Są to najczęściej fałsze i brednie... A ja chciałbym, aby coś z prawdy o mnie przeniknęło do potomności" - Józef Piłsudski.
Bełchatowska Ochotnicza Straż Pożarna obchodzi 120. rocznicę powstania. Z kolei sto lat istnienia świętuje Związek Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej. Z okazji obydwu jubileuszy Muzeum Regionalne przygotowało wystawę czasową. Ekspozycję będzie można zwiedzać od czwartku, 6 maja.
Święta Wielkanocne obfitują w tradycje i zwyczaje ludowe. Święcimy pokarmy, malujemy pisanki i zanosimy palemki do kościołów. Nie wyobrażamy sobie także Lanego Poniedziałku bez skropienia najbliższych choć kilkoma kroplami wody. Czy jednak pamiętamy o półpoście, leczniczych właściwościach bazi, święceniu ognia czy pogrzebie żuru i śledzia? Okazuje się, że wiele starych zwyczajów nadal kultywujemy, inne z kolei odeszły w zapomnienie.
„Przed wojną to były matury” – takie słowa od swych profesorów niejednokrotnie słyszeli bełchatowscy licealiści, którzy do tego ważnego egzaminu podchodzili w latach 50., 60., 70., a nawet 80.
Od zawsze matura była czymś w rodzaju pasowania na człowieka inteligentnego, a świadectwo dojrzałości - kluczem do dorosłości. Przedwojenny egzamin maturalny dawał wstęp na studia, umożliwiał też otrzymanie państwowej posady. Co ważne, do szkół średnich – gimnazjów i liceów – chodziły dzieci z zamożnych domów. Taki luksus nie był dla wszystkich. Po wojnie niewiele się zmieniło. Najgorzej było na wsiach, gdzie bieda aż piszczała.
„Znoszę dla użytku zewnętrznego nazwę ZWZ – wszyscy żołnierze w czynnej służbie wojskowej w Kraju stanowią Armię Krajową” - tak brzmiał rozkaz Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysława Sikorskiego z 14 lutego 1942 roku. Od tego dnia minęło 78 lat. Pamiętajmy, że ta najsilniejsza organizacja wojskowa Polskiego Państwa Podziemnego obecna była także w Bełchatowie.
Pierwszym dowódcą Armii Krajowej został gen. Stefan Rowecki. W latach 1942-1944 w jej szeregach walczyło blisko 400 tys. żołnierzy. Swą działalność organizacja opierała na przedwojennych wzorcach Wojska Polskiego. Sabotaż, dywersja, wywiad i działania partyzanckie – każda forma oporu była lepsza od biernego przyglądania się temu, co się dzieje. W Bełchatowie komórki Podziemia zorganizowały się bardzo szybko. Część żołnierzy rekrutowała się m.in. z przedwojennego Strzelca.
Mija właśnie 78 lat od powstania Armii Krajowej, najsilniejszej organizacji wojskowej Polskiego Państwa Podziemnego, obecnej także w Bełchatowie. Miejskie uroczystości upamiętniające to wydarzenie oraz bohaterstwo żołnierzy z naszego rejonu zaplanowano na marzec.
Legenda głosi, że choinkę zawdzięczamy św. Bonifacemu, mnichowi z VIII w., ale pierwsze poświadczenia pochodzą z XV-wiecznych kazań. Wtedy jeszcze Kościół postrzegał świąteczne drzewka jako pogański obrzęd. Mimo to zwyczaj ten szybko zyskał popularność w całej Europie. Do Polski choinka przybyła z Niemiec na przełomie XIX i XX w. – najpierw do bogatych domów mieszczan, a później na wieś.
Na przestrzeni lat zmieniały się mody, trendy i sposoby ubierania świątecznego drzewka. Jakie wspomnienia z choinką mają bełchatowianie, czym dla nich była, jak ją ozdabiali kilkadziesiąt lat temu?
- Do miasta sprowadziliśmy się na początku lat 60. Byłam wtedy nastolatką. Całą zimę mieszkała u nas babcia. Przed świętami to ona przejmowała dowodzenie. W Wigilię już od rana rozstawiała nas po kątach. Tata skoro świt jechał po drzewko na targ przy ul. Pabianickiej, a my robiłyśmy ozdoby. Wtedy jeszcze bombek nie było. Siadałyśmy przy stole, wyciągałyśmy gromadzone przez cały rok sreberka, kolorowe papierki, wydmuszki, watę, źdźbła słomy. Babcia przynosiła z komórki jabłka, orzechy i szyszki. Przywiązywała sznureczki, a później ze słomy robiła gwiazdę betlejemską. Miała ona zapewniać szczęśliwe powroty o domu – opowiada pani Irena.
„Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju” – te słowa Wojciecha Jaruzelskiego wypowiedziane 13 grudnia 38 lat temu były zapowiedzią wielu trudnych miesięcy. Bieda i terror to synonimy tego, co działo się w Polsce w latach 1981-1983. Jak ten czas wspominają bełchatowianie?
Do najbardziej widocznych przejawów oporu społecznego przed 13 grudnia 1981 r. należały strajki i demonstracje uliczne. W Bełchatowie podobnie jak w innych miastach dało się w tym czasie zauważyć wyraźny wzrost aktywności antykomunistycznej. Szczególnie widoczne to było w połowie lata. – Bardzo dobrze pamiętam jedno z zebrań zwołane przez Komisję Zakładową. Omawialiśmy szczegóły protestu, który zaplanowano na 29 lipca. Tej daty nie zapomnę. Mój syn właśnie tego dnia kończył cztery lata. Ponieważ to były wakacje, to moje dzieci, syn i starsza córka, większość czasu spędzały na pobliskiej wsi, u mojej mamusi. Myślałam, że po pracy wsiądziemy z mężem na pożyczoną od kolegi motorynkę i do nich pojedziemy, ale nie pojechaliśmy – mówi pani Teresa, która przez lata pracowała w BZPB.
Wspomniana demonstracja odbyła się zgodnie z planem. 29 lipca o godz. 16 z Placu Wolności wyruszyła kolumna oplakatowanych samochodów. Słychać było nie tylko warkot silników, ale też syreny i klaksony. Bełchatowianie przeszli ulicami: Kwiatową, 1 Maja, Kościuszki. Zatrzymali się pod Urzędem Miasta, gdzie wręczyli ówczesnym władzom żądania mieszkańców. Dotyczyły one przede wszystkim tragicznej sytuacji w sklepach, w których poza octem nie było niczego.
Boisko na tartaku, niepewny wynik, piłkarze w strojach od „Sassa do lasa”, zasady gry ustalane w trakcie starcia – tak z przymrużeniem oka przedstawić można to, od czego 90 lat temu rozpoczęła się bełchatowska przygoda z futbolem. Historii bełchatowskiej piłki poświęcono czerwcową galę jubileuszową.
W 1927 r. bracia Miętkiewiczowie zdobyli pompowaną powietrzem skórzaną piłkę i od tego momentu grano wszędzie, gdzie się dało. Amatorskie boiska wyrastały jak grzyby po deszczu: na Kozinach, Lipach, Binkowie, Czaplińcu, Targowicy i w Politanicach.
W latach 1929-1939 w mieście funkcjonowało kilka drużyn: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Robotniczy Klub Sportowy „Skra”, żydowskie kluby „Nordia” i „Hapoel” oraz „Jutrznia” i „Gwiazda”, które z czasem połączył się w jeden Żydowski Klub Sportowy. W lokalnej grupie C grały także „Strzelec” i ewangelicka Concordia. Zwycięzca wewnętrznego rankingu walczył następnie o wejście do grupy B.
Pierwszy oficjalny mecz w Bełchatowie rozegrano 26 maja 1929 r. na terenie dawnego tartaku, który mieścił się między al. Kaczkowskich (dziś 1 Maja) i ul. Kwiatową.
Strona 1 z 2
- Start
- poprz.
- 1
- 2
- nast.
- Zakończenie