Święty Jan Paweł II Patron Miasta Bełchatowa

Święty Jan Paweł II Patron Miasta Bełchatowa

Strona głównaHistoria BełchatowaBełchatów we wspomnieniachO bełchatowskim pszczelarzeniu słów kilka

O bełchatowskim pszczelarzeniu słów kilka

Pani  Alekasndra Kępa

Pani Alekasndra Kępa z pszczelarzeniem ma do czynienia od wczesnej młodości

– Moje pszczelarstwo, a raczej pszczelarzenie, zaczęło się jak miałam może 14 lat. Był to chyba rok 1950, kiedy tatuś po raz pierwszy zabrał mnie do pasieki. Pomagałam i uczyłam się pszczelarzenia praktycznego. I tak to się kręci do dziś – wspomina 85-letnia Aleksandra Kępa, najstarsza bełchatowska pszczelarka z bełchatowskiego koła O bełchatowskim pszczelarzeniu słów kilka.

Zanim 66 lat temu, w 1956 roku, powstał Powiatowy Związek Pszczelarzy w Bełchatowie (dzisiejsze Koło Rejonowe), na naszych terenach było zaledwie kilkanaście osób zajmujących się pszczołami. Czasy te wspomina pani Aleksandra, która członkiem koła jest od 64 już lat. Wówczas pszczelarze stanowili jakby zamknięty klan. – Dziś jesteśmy jak rodzina. Nie liczy się, czy ktoś jest starszy czy młodszy, bo wszyscy jesteśmy kolegami. Teraz jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Teraz, bo jak tatuś zaczynał, to było zupełnie inaczej. Swoje tajemnice trzymali, nie przekazywali ich dalej. Tatuś, żeby się czegoś więcej dowiedzieć, kupił sobie książkę „Praktyczne pszczelnictwo”. Mam ją cały czas i korzystam z niej do dziś. Teraz pszczelarze mają dobre wykształcenie, są specjalne szkoły. A kiedyś to była gazeta pszczelarska, kalendarz pszczelarski i ta książka. To one były podstawą mojego pszczelarzenia – mówi pani Aleksandra.

Podobnie o tamtych latach opowiada obecny prezes koła, Józef Olejniczak. Pierwszą wiedzę o pszczołach, ulach i miodzie czerpał on od swojego pradziadka. – Wszystko przekazywane było z ojca na syna, więc nie było potrzeby zrzeszania się. Gospodarka pasieczna prowadzona była ekstensywnie, nie było tak intensywnego, jak dziś, wykorzystywania pożytku – dodaje.

I powstało bełchatowskie koło

W połowie lat pięćdziesiątych w ościennych gminach zaczęły powstawać koła, m.in. w Drużbicach czy Szczercowie. Przyczyna była banalna – zaczęły się trudności z pozyskaniem produktów niezbędnych do prowadzenia pasieki, jak chociażby węzy. A sformalizowany związek wiele takich problemów rozwiązywał. Nowo powstałe bełchatowskie koło kupiło np. betonową prasę, na której produkowane zostały woskowe plastry.

Dynamiczny rozwój nastąpił wraz z powstaniem w latach siedemdziesiątych województwa piotrkowskiego. Zaczęły się wycieczki, szkolenia. Można było nawet ukończyć kurs mistrzowski. – Pamiętam wyjazdy do innych pasiek, np. do Gorzkowic, Sulejowa, Wolborza czy Kamiannej. Była prawdziwa integracja, nawiązywanie znajomości, dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, zdradzanie tajemnic. Pszczelarz przy ulu jest sam. A podczas spotkań z innymi to można zwyczajnie porozmawiać. „U mnie to się tak dzieje w ulu, dzisiaj to miałam to, a to mi rójka przyszła, a to mi rójka uciekła”. W większym gronie i w rozmowach to się zwyczajnie doszkalaliśmy – opowiada pani Aleksandra Kępa i dodaje, że to właśnie dzięki takim wyjazdom w Bełchatowie zaczęło przybywać kobiet zajmujących się pszczelarstwem.

„Królowa” bełchatowskich pszczelarzy

– Jak ja zaczynałam, to pszczelarze nazywali mnie „swoją Królową”, bo wśród nich byłam jedyną kobietą. A potem zaczęło ich przybywać, także tych młodych. Na te integracyjne wycieczki to panowie wyjeżdżali z żonami, a potem one automatycznie stawały się pszczelarkami. Tak naprawdę były nimi już wcześniej, tylko takimi niezarejestrowanymi. Bo przecież cały czas pomagały mężom, także praktykę z nich każda już miała. Potem zaczęły się zapisywać, koło się powiększało – wspomina z uśmiechem.

Bełchatowskie koło systematycznie się rozrastało. W momencie powstania zrzeszonych w nim było zaledwie kilkunastu pszczelarzy. Dziś w jego strukturach jest ich 135. Podobnie rzecz ma się z rodzinami pszczelimi, których liczba wzrosła do 3200. Wraz z rozwojem technologii rolniczej, zmienił się także rodzaj produkowanego w Bełchatowie miodu. – W latach 70-tych jak rolnicy kosili łąki, to te łąki kwitły. A dzisiaj łąki to w większości nieużytki i kwiatka się na nich nie ujrzy. Wtedy mieliśmy prawdziwy miód wielokwiatowy. Teraz natomiast pszczelarze stosują opryski i pszczoły niechętnie korzystają chociażby z sadów. Z drugiej strony, dzięki dopłatom do upraw roślin miododajnych, możemy dziś smakować takich miodów, jak chociażby faceliowy, gryczany czy nostrzykowy. 40 lat temu nikt o takich miodach nie słyszał – tłumaczy prezes Olejniczak.

Pytania o przyszłość pszczelarstwa

Jaka przyszłość czeka pszczelarstwo? To pytanie zadają sobie dziś wszyscy, którym zależy na środowisku i przyrodzie. – Naszą misją jest uczenie ludzi, co to jest pszczoła i dlaczego jest tak ważna dla człowieka. Mówimy o tym zawsze, gdziekolwiek jesteśmy. Bo pszczoła i pszczelarstwo to nie tylko miód. Pszczoły przecież zapylają blisko 80 procent roślin. Przenosząc pyłek, zwiększają jakość i ilość plonów. Bez pszczół i ich zapylania, nie będą rosły rośliny. A co za tym idzie, nie będzie rolnictwa i wszystkiego wokół – mówi pani Aleksanda. – Jeżeli będziemy proekologiczni, jeśli zaczniemy chronić naszą planetę i klimat, to wszystko ułoży się dla nas wszystkich bardzo dobrze. Ale musimy o to zadbać już dziś. Bo bez pszczół nie będzie nas – podsumowuje prezes Olejniczak.